wtorek, 30 sierpnia 2016

Przylądek Trafalgar – prowincja Kadyks

Na początku lipca znów zatęskniliśmy za plażami prowincji Kadyks.  Jako że pogoda była bardziej niż sprzyjająca kolejnemu wypadowi na plażę, przygotowaliśmy piknik, zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy. Niestety niedopatrzeniem z naszej strony było to, że nie sprawdziliśmy jaka była pogoda na plaży Bolonia. Jak tam dotarliśmy okazało się, że wieje silny wschodni wiatr, z którego cieszą się windsurferzy, a który niekoniecznie cieszy plażowiczów, bo rzuca piaskiem po plaży i plażowiczach z dość dużą siłą. Wiatr ów to levante (lewanter).


Jako, że chcieliśmy zażyć kąpieli zdecydowanie wodnych a nie piaskowych, zjeść spokojnie bez piasku trzeszczącego w zębach i bez groźby porwania naszego jedzenie przez wiatr postanowiliśmy przemieścić się na inną plażę. Mąż chciał mnie zabrać na plażę El Palmar. Ale nie do końca mu się to udało. Błądziliśmy przez chwilę, i jako że nie widzieliśmy żadnego drogowskazu na El Palmar, ostatecznie zdecydowaliśmy się na kierunek Los Caños de Meca. Był to jeden z fajniejszych przypadków, który nam się przydarzył aczkolwiek w tej chwili jeszcze tego nie wiedziałam. Dotarliśmy do miasteczka, znaleźliśmy parking (koszt 2€ bez ograniczenia czasowego, no dobrze, jedynym ograniczeniem była godzina zamknięcia parkingu) okazało się, że jesteśmy niedaleko przylądka Trafalgar.
 
 
W oddali budynki w Los Caños de Meca.
 
 
 
Nazwę Trafalgar kojarzyłam z zajęć hiszpańskiego na uniwersytecie. Miała tam miejsce jedna z najważniejszych bitew morskich w okresie wojen napoleońskich. 21 października 1805 roku, flota brytyjska pod dowództwem admirała Nelsona rozgromiła połączone floty: hiszpańską i francuską. Sam admirał stracił w niej życie. Tyle historia ;)
 
Ale najlepsze było jeszcze przede mną. Nie wiedziałam, że na przylądku znajduje się latarnia morska. Mają niesamowitą siłę przyciągania, przynajmniej w moim przypadku ;)
 
 
Spacerowym krokiem wspinaliśmy się na wzniesienie, na którym znajduje się latarnia morska. 

 
 
Obeszliśmy latarnię dookoła i zeszliśmy po przeciwnej stronie na plażę. Aby do niej dotrzeć trzeba przejść między wydmami.
 
 
 
Na naszej drodze napotkaliśmy takiego oto „zwierza”.
 
 
A tak przylądek Trafalgar i plaża wyglądają z przeciwnej strony. Znalazło się nawet miejsce na niewielki bar na plaży (hiszp. chiringuito).
 
 
 
 
Jako że przylądek Trafalgar znajduje się bardzo blisko San Fernando (Cádiz), a w San Fernando można kupić moje ulubione choco frito (smażona sepia), Mąż stwierdził, że udamy się do naszej ulubionej smażalni (hiszp. freiduría), kupimy choco frito i zjemy na plaży Camposoto w San Fernando. Dotarliśmy na nią dosyć późno (co wiązało się również z tym, że bardzo późno wróciliśmy do Malagi), ale warto było w takich okolicznościach przyrody skonsumować naszą smażoną sepią.
 
 
 
Zdjęcia i teksty są moją własnością i nie zezwalam na ich kopiowanie bez mojej zgody./ The photos and texts are my propriety and I don’t allow to copy them without my permission.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz