poniedziałek, 19 września 2016

Arcos de la Frontera - jedno z białych miasteczek Andaluzji

Jak już wspomniałam w jednym z poprzednich postów, aktualnie przebywamy w San Fernando. A stąd już tylko przysłowiowy rzut beretem do Arcos de la Frontera. Dojazd samochodem zajął nam ok. 40 minut. Kilka lat temu byliśmy tam jedynie przejazdem w drodze do Sierra de Grazalema, chcieliśmy wtedy pochodzić nieco po górach. Arcos de la Frontera jest jednym z tzw. białych miasteczek Andaluzji (hiszp. pueblos blancos) znajdującym się na szlaku turystycznym Ruta de los pueblos blancos (jak dla mnie to będzie: Szlak białych miasteczek, ale z pewnością można to tłumaczyć na jeszcze kilka innych sposobów ;)).


Dzień przed naszą wycieczką postanowiłam rzucić okiem na oficjalną stronę Arcos de la Frontera (http://www.arcosdelafrontera.es/), żeby wiedzieć co warto tam zobaczyć. Niestety, strona nie wyświetla się poprawnie (a jeżeli taki był zamysł twórcy to jest jedna z najdziwniejszych stron jakie kiedykolwiek widziałam;)). Postanowiłam wobec tego skorzystać z dobrodziejstw internetu, wpisałam w wyszukiwarkę ‘Arcos de la Frontera que ver’ wyświetliły mi się głównie strony ze zdjęciami wrzucanymi przez turystów, jak mi się coś spodobało to próbowałam zlokalizować to na mapie internetowej. Po tych nieomal akrobatycznych wyczynach udało mi się złożyć listę zabytków i miejsc, które chciałam zobaczyć i wydrukować mapkę, żeby mniej więcej wiedzieć co gdzie się znajduje. Rzeczywistość nieco zweryfikowała nasze plany, gdyż na miejscu okazało się, że miasteczko „naszpikowane” jest zabytkami i interesującymi obiektami, wystarczyło jedynie się obrócić a historia sama w kadr wchodziła. Być może i mój post się komuś przyda przy układaniu własnej listy zabytków i miejsc do zobaczenia w Arcos de la Frontera. No chyba, że wcześniej oficjalna strona miasteczka zacznie działać w bardziej przyjazny sposób ;)

Zazwyczaj wybieramy się jak sójki za morze ale tym razem dość sprawnie wyruszyliśmy w drogę.

Do Arcos de la Frontera dotarliśmy ok. południa. Wjeżdżając do miasteczka zatrzymaliśmy się na chwilę aby zaopatrzyć się w wodę mineralną, bo upał zapowiadał się niemiłosierny. Staraliśmy się zwiedzać wybierając zacienione uliczki na nic się to jednak zdało, było gorąco i mocno słonecznie co zakończyło się przypieczeniem, na szczęście dosyć lekkim.
Nie chcieliśmy wjeżdżać na Stare Miasto (hiszp. Casco Antiguo) samochodem, bo jak wiadomo miejsca tam zazwyczaj mało do parkowania a do tego jeszcze uliczki wąskie (jak się później okazało to nawet bardzo wąskie). Kiedy nasza telefoniczna nawigacja zakomunikowała nam, że jesteśmy całkiem blisko Starego Miasta, przejeżdżaliśmy akurat obok dużego placu, który służył jako parking (znajdował się gdzieś przy Avenida Duque de Arcos). Wykorzystaliśmy te sprzyjające okoliczności , zaparkowaliśmy i udaliśmy się na zwiedzanie. Stare Miasto owszem znajdowało się w niewielkiej odległości, tyle tylko, że droga prowadziła dosyć stromo pod górkę ;) Ale chwila na odsapnięcie zawsze się znalazła, bo co i rusz robiłam postój na zrobienie zdjęcia. Czasem nawet zaglądałam, nie w okna wprawdzie, a na mini patia.
Miasteczko to mieszanka opuszczonych bądź zaniedbanych budynków chylących się ku ruinie i miejsc odnowionych, odrestaurowanych i super zadbanych.
 
 
 
 
 
 
 
Jeszcze tylko mała dygresja na temat nazwy miasteczka, a raczej jej drugiej części czyli de la Frontera (frontera to po polsku granica). Otóż owe de la Frontera pochodzi z okresu Emiratu Grenady (1237-1492) i Królestwa Kastylii i Leonu (1230 – 1516). Właśnie wtedy do nazw miasteczek leżących na granicy pomiędzy Emiratem i Królestwem (ale znajdujących się na terytorium Królestwa) dodano de la Frontera. I tak oprócz Arcos de la Frontera, w prowincji Kadyks spotkamy również Jerez de la Frontera, Chiclana de la Frontera, Vejer de la Frontera etc. Podobne nazwy miasteczek spotkamy również w prowincji Malaga, Kordoba, Sewilla i Huelva. Z tym, że w tej ostatniej odnoszą się do granicy z Portugalią.

Zwiedzanie miasteczka rozpoczęliśmy na Plaza de Cabildo (Plac Cabildo), wychodzi się z niego na punkt widokowy (hiszp. mirador). Widok dosłownie zapiera dech w piersiach. Można zobaczyć część miasteczka, która położona jest nieco niżej i dolinę rzeki Guadalete a w oddali pasma górskie.
Na tarasie widokowym znajdowało się stanowisko z różnymi okazami dzikich ptaków. To chyba był rodzaj atrakcji turystycznej. Można było takiego „dzikuska” przez chwilę potrzymać na ręce odzianej w ochronną rękawicę. W sumie smutno to wyglądało, bo zamiast cieszyć się wolnością, siedziały przywiązane do palika.
 
 
 
 
Na wspomnianym już Placu Cabildo (hiszp. Plaza de Cabildo) znajduje się również Basílica Menor de Santa María de la Asunción. Jest to najstarszy kościół parafialny w Arcos de la Frontera. Bazylika robi niesamowite wrażenie, powstała na resztkach meczetu arabskiego, jej budowa trwała przeszło sześć wieków. I tak oto powstał cudowny zlepek kilku stylów architektonicznych: gotyckiego, plateresco (tzw. „stylu złotniczego”) i barokowego.
 
 
 
 
 
Jeszcze przez chwilę zostaliśmy na Placu Cabildo (hiszp. Plaza de Cabildo) aby obejrzeć Ratusz (hiszp. Ayuntamiento) i Zamek Ducal (hiszp. Castillo Ducal). Na zdjęciu budynki wyglądają jak przyklejone do siebie a to dlatego, że zamek skrywa się za budynkiem Ratusza a jednocześnie nad nim góruje.
 
 
Siedziba Ratusza znajduje się w obecnym miejscu od 1634 roku.
 
 
Zamek nie jest dostępny dla zwiedzających (a przynajmniej my takiej informacji nie znaleźliśmy), do jego bram można dojść przechodząc pod łukiem, pod którym znajdowało się dawniej oratorium. Zamek jest własnością prywatną.
 
 
 
Jak już wcześniej wspomniałam praktycznie całe Stare Miasto Arcos de la Frontera jest zabytkowe ale mieszkańcy i właściciele barów, restauracji i sklepików gdzieś parkować muszą. I tu np. w kadr wszedł skuter zaparkowany przed Klasztorem Mercedarianek Bosych (hiszp. Convento de las Mercedarias Descalzas). Klasztor został założony w 1642 roku. Znajduje się w nim ostatni zakon klauzurowy w miasteczku.
 
 
 
Na mojej liście znalazł się również budynek Teatru Olivares Veas (hiszp. Teatro Olivares Veas). Jego nazwa pochodzi od nazwiska architekta teatru - José Olivares Veas. Budynek wniesiono w latach 1910 – 1912. Został odrestaurowany w 1994 roku. Z zewnątrz budynek nie sprawia jakiegoś niesamowitego wrażenia, a wnętrza nie oglądaliśmy ;)
 
 
 
 
Spacerując trafiliśmy na Kościół Św. Piotra (hiszp. Iglesia de San Pedro), który również znalazł się na mojej liście. Budynek kościoła powstał w XVI wieku, wcześniej w XIV wieku znajdowała się tam kolegiata. A wzniesiono go na szczątkach twierdzy muzułmańsko-hiszpańskiej.
 
 
Po przeciwnej stronie do kościoła znajduje się pałac majoratowy (hiszp. Palacio de Mayorazgo). Obecnie znajduje się tam miejskie przedstawicielstwo kultury. Mi najbardziej spodobały się oczywiście patia, które zostały zagospodarowane jako małe galerie sztuki.
 
 
 
Uliczki zaprowadziły nas na kolejny punkt widokowy (hiszp. Mirador de Abades), który wprawdzie nie znajdował się na moje liście ale bardzo mnie ucieszyło to przypadkowe odkrycie. Widoków, które się z niego rozciągają nie da się opisać, trzeba to po prostu zobaczyć.
 
 
 
 
Fasada tego okazałego domu (hiszp. Casa-Palacio de Juan de Cuenca y Farfán de los Godos) pomimo że nadgryziona zębem czasu przyciągnęła moją uwagę a co za tym idzie również obiektyw mojego aparatu ;)
 
 
Chciałam zobaczyć również Plaza de Cananeo w sumie to nie wiem dlaczego, bo ostatecznie okazał się być mało interesujący (przynajmniej dla mnie).
 
 
 
Zahaczyliśmy jeszcze o kościół św. Augustyna (hiszp. Iglesia de San Augustín) niestety nie mogłam sfotografować go w całej okazałości, centralnie przed drzwiami zaparkowany był samochód.
 
 
Za to widoki rozpościerające się przed kościołem zrekompensowały mi nieco niemożność obfotografowania fasady kościoła .
 
 
 
W trakcie trasy powrotnej do samochodu rzuciliśmy jeszcze okiem na szpital – kościół Św. Jana Bożego (hiszp. Hospital –Iglesia de San Juan de Dios). Weszliśmy na chwilkę na patio i nie mieliśmy potem ochoty wyjść ponownie na ulicę, bardzo przyjemny chłód tam panował.
 
 
 
 
Po tym wyczerpującym (głównie z powodu upału) ponad dwu i półgodzinnym spacerku stwierdziliśmy, że udamy się na jakiś mały obiad a następnie zjedziemy na dół do zalewu Arcos, który miałam zaplanowany jako ostatni na naszej liście. Jest to zbiornik retencyjno-rekreacyjny, który powstał w 1966 roku. Jak widać jest bardzo malowniczy (i fotogeniczny).
 

 
 
 
 
 
Okazało się, że Mąż miał w planach, w ramach niespodzianki, jeszcze jedno miejsce do zobaczenia (poza Arcos de la Frontera). Ale o tym będzie w jednym z kolejnych wpisów.
 
Na koniec dodam tylko, że bardzo spodobał mi się system tabliczek informacyjnych w miasteczku. Znajdują się one na każdym z zabytkowych budynków i w miejscach wartych zobaczenia (np. punktach widokowych) z nazwą i krótkim opisem w języku hiszpańskim i angielskim.  Mała rzecz a cieszy! Po raz pierwszy spotkałam się z tak rozbudowanym i dokładnym systemem w tak małym miasteczku. Być może to ma rekompensować niedziałającą stronę internetową Arcos de la Frontera ;)
 
 
Zdjęcia i teksty są moją własnością i nie zezwalam na ich kopiowanie bez mojej zgody./ The photos and texts are my propriety and I don’t allow to copy them without my permission.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz